Francuzi z niczego potrafią zrobić dobrą komedię. A Polacy martyrologia vs denne komedie romantyczne. Tak sobie myślę ostatnio, że polscy reżyserzy powinni częściej sięgać po poczytną literaturę i ją ekranizować. Dobra spójna historia wysoko oceniona przez czytelników to połowa sukcesu. Brakuje mi dobrych obyczajówek w kinie, takich jak "Mężczyzna imieniem Ove/Otto". Film o życiu w małych społecznościach, jakże udany. Podobny klimat odkryłam ostatnio w książce angielskiej pisarki Seni Glaister. Gdyby przełożyć jej powieść "Pan Doubler zaczyna od nowa" na polskie realia to byłby hit, brakuje nam kina ku pokrzepieniu serc.